
Starożytni Grecy nazywali wino oinos, które to słowo z biegiem czasu i zmian fonetycznych przekształciło się w przedrostek obecny w różnych językach, przy fachowych terminach winiarskich. I tak widzimy je w złożeniach, choćby znanego z angielskiego zapisu oenology, spolszczonego jako enologia, czyli nauka o winie. Podobny jest zatem źródłosłów pojęcia enoturystyka, czyli podróżowanie za winem. W sensie poszukiwań, bo winne podróże brzmią dwuznacznie.
Enoturystyka, co to takiego?
Dlaczego tekst o zwiedzaniu Włoch zaczyna się od starożytnej Grecji? Po pierwsze dlatego, że wyjaśnia ona kluczowy termin enoturystyka! Po drugie nie byłoby tak wspaniałego winiarstwa na Półwyspie Apenińskim, gdyby nie Grecy, którzy zakładając na nim kolonie ponad dwa i pół tysiąca lat temu stworzyli podstawy gospodarki i kultury Italii. Wracając do samej enoturystyki: stała się ona w ostatnich latach bardzo modna na całym świecie! Podróż tematyczna do źródeł wina pozwala umieścić je w naturalnym kontekście. Odwiedzając winiarzy poznajemy nie tylko ich samych, ale i tajniki produkcji. Degustujemy we właściwym klimacie, z lokalnym jedzeniem. To może być znakomity pomysł na wakacje czy atrakcyjny dłuższy weekend! Dla samych producentów z kolei jest to dodatkowy sposób na zarobek, przez sprzedaż usług noclegowych, gastronomicznych i turystycznych.

Dokąd we Włoszech?
Włoch nie trzeba reklamować. Kultura i przyroda, jedzenie, napoje i włoski styl bycia nie mają sobie równych. Pocztówkową wręcz kwintesencją tych zalet jest bodaj najpopularniejszy region wśród turystów z całego świata – Toskania. Dlaczego to jest numer jeden?
Kto był we Florencji, patrzył o zachodzie słońca na mosty rozpięte nad Arno, ten wie. Zmęczenie splendorem i gwarem boskiej Firenze leczy niezrównany pejzaż toskański, gdzie pośród winnic i gajów oliwnych kręte drogi wysadzane cyprysami prowadzą do zabytkowych castelli – w każdym z nich są piwnice pełne beczek i butelek wina. Głównie czerwonego, opartego na sangiovese. Numer dwa, dzięki sąsiedztwu Wenecji i Gardy jest region Veneto. Winnice Bardolino praktycznie przeglądają się w lazurowej toni jeziora. Trzeci filar włoskiego winiarstwa, Piemont, pozostaje koneserski, nieco prowincjonalny i mniej znany. A to dopiero podium zwycięskie w kraju, gdzie jak but długi i szeroki kryje się apelacja za apelacją. Znajdziemy w nim perełki takie jak dziewicza Sardynia z winami o hiszpańskim rodowodzie, górzysta Umbria z po góralsku krzepkim sagrantino, jeziora Lombardii skąpane we włoskim szampanie, czy wreszcie wulkany południa, obsiane prastarymi szczepami. Sama Sycylia, niegdyś źródło hektolitrów taniego wina, dzisiaj stawia na mniejszych, ambitnych producentów i inwestuje w enoturystykę. Dokądkolwiek się wybierzemy, znajdziemy lokalne tradycje winiarskie – Viva l’Italia!
Jak?
O ile rzeczywiście na wybór regionów i win nie można narzekać, to poziom oferty enoturystycznej jest bardzo zróżnicowany. Od hotelowych standardów ze SPA i ekologiczną restauracją, po skromną degustację przy drewnianym stole, za to najczęściej z sielskim widokiem na winnice! Jeżeli nie chcemy niespodzianek warto zainteresować się zorganizowanymi wyjazdami, proponowanymi przez kilka firm z Polski. Wtedy specjalista wybierze winiarnie, przygotuje spotkania i cały pakiet atrakcji, wraz z noclegami i posiłkami. Oczywiście to opcja wygodna, ale droższa niż samodzielna podróż za winem. Zamiast liczyć na szczęście i przypadek dobrze jest wtedy zaplanować wizyty jeszcze przed wyjazdem. Najlepiej umawiać się konkretnie na dany termin, zarezerwować mailowo degustację i zwiedzanie. Wówczas rośnie szansa na udane spotkanie z winiarzem, choć jak to bywa we Włoszech – pewności nie ma. Tam czas płynie wolniej, nikt się nie spieszy, a życie celebruje się z kieliszkiem wina w ręku.
Marcin Zatorski