Sauvignon z Krainy Elfów

Kiedy nadchodzi gorący dzień, zmęczony upałem człowiek szuka dla ochłody białego wina. Dobrym wyborem będzie wytrawne i rześkie o czytelnej kwasowości. Pewnie wiele osób w takiej sytuacji sięgnie po jedno z dwojga: rieslinga albo sauvignon blanc. Bowiem te dwa znane wina, przy całej różnorodności stylów w jakich występują, zawsze zachowują dużo świeżości. Przy okazji oba też obecnie zyskują na popularności. A zwłaszcza szczególnie udana realizacja szczepu sauvignon z najmłodszego kraju winiarskiego na świecie!

Na antypodach

Ten kraj to Nowa Zelandia, nie Polska – choć rodzime winiarstwo doszło do głosu rzeczywiście całkiem niedawno. Ale to jest reaktywacja. Natomiast prawdziwym winiarskim nowicjuszem jest odległa Nowa Zelandia. Kraj położony na krańcu świata, ale tak piękny, że stał się naturalnym plenerem dla widowiskowej ekranizacji Tolkienowskiej trylogii. To jednak nie elfy, tylko ludzie uprawiają winogrona nad Cloudy Bay. Historia sukcesu tutejszego sauvignon zaczęła się pod koniec lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy Frank Yukich, współwłaściciel firmy Montana Wines, produkującej marne trunki na rynek wewnętrzny, przepłynął Cieśninę Cooka, by posadzić nowe winnice na Wyspie Południowej. Nikt nie wróżył mu powodzenia, zwłaszcza, że w czasach największej popularności chardonnay postawił na niemodne winogrona sauvignon. Dosłownie pośród owczych pastwisk wyrósł sławny dzisiaj region Marlborough!

Pure Discovery!

„Czyste odkrycie”, taki slogan reklamuje wina nowozelandzkie. I było to odkrycie genialne, bo właśnie w chłodnym klimacie Marlborough, sauvignon blanc odnalazło swoją nową ojczyznę, osiągając pełnię i ekspresję, niespotykaną nigdzie indziej na świecie! Pochmurna zatoka została uczczona na etykiecie jednego z tutejszych win, Cloudy Bay, już o statusie kultowym. Obecnie blisko 40% nowozelandzkich win powstaje w Marlborough, a regionalne sauvignon jest symbolem rywalizującym z ptakiem kiwi o status krajowego godła. Światowa fascynacja tymi winami i zachwyt degustatorów nie jest kwestią mody. Nowozelandzkie sauvignon jest rzeczywiście wyjątkowe. Zachowuje bowiem klasyczną świeżość i typowe aromaty traw, agrestu, czy liści czarnej porzeczki, a równocześnie zachwyca soczystością owocu, siłą i wyrazistością. Nowozelandczycy jako ludzie praktyczni, a przy tym nieobciążeni zobowiązaniami długoletniej tradycji, stosują wygodne dla konsumenta i bezpieczne dla wina zakrętki, oraz nowoczesne, estetyczne wzornictwo etykiet. Najbardziej liczy się oczywiście wnętrze butelki. Ze względu na wciąż niewielką, ale obiecująco rosnącą, na miarę możliwości małego kraju oczywiście, produkcję, nowozelandzkie wina nie są ani bardzo tanie, ani łatwo dostępne. Warto jednak włożyć trochę wysiłku i spróbować klasycznego już po ćwierćwieczu swej historii, sauvignon z dalekiej krainy elfów!

Francuski łącznik

Odmiana sauvignon pochodzi z Doliny Loary i Bordeaux. Jest blisko spokrewniona ze sławnym cabernet sauvignon, ale o tych rodzinnych koligacjach innym razem. Szlachetne Sancerre oraz niejedno białe Graves bazując na sauvignon uzyskują mineralną świeżość i elegancję. Kłopot w tym, że Loara poza Francją nie jest zbyt znanym regionem, a z kolei w sławnym Bordeaux sauvignon najczęściej nie występuje samodzielnie, tylko ukryte w kupażu z semillon i najczęściej nawet nie pojawia się na etykietce wina. Sauvignon blanc zawędrowała z tych francuskich regionów we wszystkie zakamarki winiarskiego świata, ale dopiero w nowozelandzkim Marlborough odnalazła sławę oraz nową ojczyznę. Nie traci swego świeżego charakteru, ale skupia jak w soczewce agrest, zioła i cytrusy eksponując bukiet ze zdwojoną siłą.

Marcin Zatorski